Nie mam ostatnio wielu przemyśleń. Mój chłopak przeniósł się wreszcie do mojego miasta, dlatego też chętnie korzystam z tego kiedy tylko mogę. Wyobraźcie sobie, przez 3 lata widywaliśmy się 2-4 razy w miesiącu, teraz widujemy się niemal codziennie, bo wracając z uczelni mogę wpaść do Jego akademika. A On ma do mnie kilka przystanków. Miodzio. O czymś takim marzyłam sto lat.
No i co. Zaczęło się. Uczelnia, obowiązki. Czasem myślę, czy taka rzeczywistość nas nie ogranicza. Czy nie zamyka nas w klatce pt. muszę. Muszę się uczyć, żeby zarabiać, muszę biegać, żeby mieć ładną sylwetkę, muszę wykonywać obowiązki domowe, bo mama mnie eksmituje... Muszę robić wszystko, żeby w przyszłości było mi dobrze, żeby zapracować na sukces. Zawsze byłam karmiona takimi nakazami. Zresztą, w mojej rodzinie walutą jest praca. Jeżeli wypruwasz sobie żyły- jesteś ok, jeżeli jesteś leniwy, albo wykonujesz jakieś durne zajęcia- nic nie znaczysz. Nie sądzę, żebym była kochaną wnusią czy córeczką, gdybym studiowała fotografię, taniec czy malarstwo. Byłabym kochana, to pewne, ale czy miałabym szacunek rodziny? Ee. Nie sądzę. "Co potem?"-pytaliby. I w sumie mają rację. Jeżeli mam mieć pewną pracę po medycynie, to po co studiować np dziennikarstwo, po którym praca jest tak samo niepewna, jak kiepsko płatna. Dobrze, że rodzina mając doświadczenie, sprowadza młodszych z obłoków na ziemię. Za to napewno jestem wdzięczna.
W ogóle zadaję sobie ostatnio pytanie jaka jest funkcja rodziny w dzisiejszych czasach. W dobie rozwodów, separacji, oddawania starszych do domu starców, młodszych do domu dziecka. Rodzina nie pełni już takich samych funkcji jak 100 lat temu (no proszę, coś jednak wynoszę z zajęć z socjologii!), przejęły te funkcje- szkoła, rówieśnicy, internet. Czy to dobrze, czy źle- nie wiadomo, z pewnością- inaczej. Np seks- temat tabu w rodzinie, dzięki internetowi za to wiemy o nim wszystko, a nawet więcej. Ale już podstwowych wartości i poczucia bezpieczeństwa, przynależności bez względu na wszystko- szkoła i internet nie nauczy. Mój brat ma trochę problemów z kolegami z klasy-prymitywami i dobrym materiałem na tzw dresów. Gdyby nie to, że najbliższa rodzina wspiera go, wykazuje zrozumienie, jest miejscem gdzie można czuć się sobą, bezpiecznie, stabilnie, mógłby mieć poważne problemy ze sobą. Gdyby nie rodzina, jej doświadczenie, wysłuchanie- mógłby źle skończyć. Samotność i odrzucenie nastolatków często ma tragiczne skutki. Tak więc, rodzina jest niezmiernie ważna. Ważna jest jej integralność, pełen skład i poczucie bezpieczeństwa.
Z tym pełnym składem można by się kłócić- lepszy jest szczęśliwy rodzic rozwiedziony niż nieszczęśliwy trwający w toksycznym związku. No, w sumie. Jest w tym trochę racji. Jeżeli małżonkowie ni w ząb nie mogą się dogadać, panuje agresja, przemoc lub cierpią na tym dzieci- faktycznie nie ma wyjścia. Ale jeżeli jest to kryzys... Uważam,że można się poświęcić będąc małżonkiem i z całych sił próbować kryzys zarzeganać, rozwiązać. Bo kryzys minie z czasem, a rozwodu i urazu dzieci cofnąć się nie da. Mam porównanie. Moja rodzina jest pełna, małżeństwo rodziców nieraz wystawiane na próby, ale dla dzieci tak jak jest- mieć w jednym domu mamę i tatę jest najbardziej zdrowo. Przeraża mnie sytuacja mojej bliskiej osoby- rodzice jej są rozwiedzeni, mają partnerów. Jak to jest wracać do domu i nie móc powiedzieć- cześć mamo, cześć tato, za to trzeba- cześć mamo, cześć tomek/jurek/jacek/partnerze mamy/ojczymie? Z drugiej strony jeżeli dziecko ma patrzeć na nieszczęście mamy i taty... może lepiej się rozwieść? Nie wiem i nie chcę tego chyba wiedzieć. Od małego twierdziłam, że jak mi się mąż nie spodoba, rozwiodę się, ot tak. Mama patrzyła na mnie z politowaniem, ale rozumiem teraz to politowanie. Wiąże się to przecież z tyloma konsekwencjami! To przerażające.
Do czego zmierza to życie. Uczymy się, kochamy, mamy dzieci, pracujemy, umieramy... (w moim przypadku mam wrażenie, że jest: uczymy się, uczymy, uczymy, uczymy...). Ciągle za czymś gonimy, tęsknimy do czegoś, ciągle czegoś brakuje! To różni nas znacząco od zwierząt- lwy z pełnymi brzuchami uwalą się na sawannie i grzeją w słonku, my zaś- najedzeni- pracujemy, tworzymy, piszemy, śpiewamy, malujemy, liczymy, czytamy. Nie możemy zaznać spokoju, ciągle mamy jakiś cel, coraz to nowy. A na końcu czeka śmierć i tak naprawdę nie wiemy co dalej. Na co się tak napracowaliśmy? Jednych cieszą wychowane pokolenia, innych odkrycia naukowe, innych- sztuka, którą po sobie zostawili. Pytanie- co nas uszczęśliwi przed śmiercią jest chyba zasadnicze. W poczuciu obowiązku często zapominamy o tym szczęściu. Tak bardzo jesteśmy zalatani, że po drodze orientujemy się, że jesteśmy w puapce i nie ma wyjścia.
Ej no ale 20 letnia dziewczyna nie powinna chyba myśleć tak za bardzo o pułapkach, klatkach, rozwodach. O czym powinnam myśleć więc?Młodam, więc pewnie o seksie. No to o tym w następnej notce.
Kobieto! Ja to widzę dla Ciebie karierę dziennikarską z takim pisaniem :) Serio! :)
OdpowiedzUsuńRodzina to dla mnie ogromna podpora, od ktorej jestem uzalezniona. Ale przede wszystkim jest to moja najwieksza milosc! Po ostatnim spotkaniu z rodzicami, potrzebowalam chyba ponad tygodnia zeby sie "otrzasnac" i wrocic do swojej "normalnosci". Jestem jeszcze chyba zbyt mlodym ptaszkiem, ktory za wczesnie wyfrunal z gniazdka :) Ja nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji takiej jak rozwod, jakie to musi byc straszne... Moi rodzice nigdy sie nie klocili (przynajmniej ja tego nigdy nie slyszalam, mam na mysli powazne klotnie, a nie drobna wymiana przeciwnych zdan) takze zawsze jest to dla mnie dziwna sytuacja kiedy np. u znajomych rodzice sie kloca, wydaje mi sie to bardzo dziecinne i niedojrzale. Tak trudno jest usiasc i na spokojnie porozmawiac? Przedstawic kazdego punkt widzenia i sprobowac to rozwiazac? To chore.
Co do zawodow, o ktorych pisalas to taniec wg mnie jest bardzo ciezkim zawodem, setki godzin wysilku i potu aby osiagnac postawiony sobie cel albo w ogole cos osiagnac. Fotografia rowniez nie jest taka latwa, nie wystraczy samo pstrykniecie fotek, do tego tez potrzeba wysilku, wiedzy i pracy + jezeli mowimy o fotografii bardziej zaawansowanej, setki godzin spedzonych przy komputerze nad obrobka zdjec. Ostatnio swoja droga w szkole pracowalismy w photoshopie- trudne to jak cholera!
O kurde! Przepraszam, że aż tyle zajął mój komentarz, nie byłam tego świadoma, że AŻ TYLE ZAJMIE :D
OdpowiedzUsuńTakie właśnie komentarze są ekstra!! Co do zawodów- pewnie, że niektórzy się wybijają np w fotografii, tańcu, dziennikarstwie, zarabiają miljonyyy. Ale jest to trudne, trzeba zmierzyć się z konkurencją, być bardzo kreatywną osobą, mieć mega wyobraźnię. Podziwiam osoby podążające za swymi marzeniami i idące na ASP czy na Taniec lub Aktorstwo. Jednym się uda, innym nie. Ale ja osobiście mam jasny cel- być niezależna. I mimo wielu humanistycznych ciągotek, jestem na medycynie i zamierzam być niezależna ;) ale zazdroszczę skrycie bardziej artystycznych kierunków, np Ty studiujesz coś przewspaniałego!
OdpowiedzUsuńCo do rodziny- ano właśnie. Też uważam, że rozwód to coś strasznego dla dziecka. Trzeba niestety postawić sobie pytanie, czy dobro rodziny czy swoje dobro jest ważniejsze. No chyba, że małżonkowie naprawdę się dobrali i nie grozi im rozwodem.
Rozumiem,że taka rozłąka musi być dla Ciebie straszna!! Ale za to, spójrz na swoje życie, mieszkasz w Anglii, studiujesz super kierunek, żyjesz pełnią życia :D
Ja wlasnie sie ostatnio zastanawiam nad swoja przyszloscia, mam po tych studiach naprawde sporo mozliwosci, zobacze w czym bede najlepsza i co mi bedzie sprawialo najwieksza przyjemnosc. Obecnie jara mnie samo projektowanie, przechodzenie z pomyslu na pomysl, modyfikacje projektow, ale nie wiem jak moglabym ta przyszlosc wyprowadzic na dobry tor, bo konkurencja jest wielka. Ale co ja bede teraz o tym myslec, moze jeszcze bede miec jakis x factor, ktory powali konkurencje i bede miala sie z czego utrzymac :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że nie zamykasz się w jednym polu, tylko masz właśnie te ciągotki do innych odmiennych kierunków;) Ja bym na takiej medycynie nie wyrobila, ale jak bym mogla nie majac bladego pojecia o chemii czy biologi? :D
Ps. Ostatnio zyje pelnia pracy i szkoly :D
:*
Ps.2 Ale Damian sobie znalazl super dziewczyne! :)
1. Z tego, co co piszesz, to walutą w Twojej rodzinie nie jest pracowitość, tylko wykonywanie w dużych ilościach pracy, którą ktoś uznał za sensowną; jakbyś wypruwała sobie żyły np. na wykopaliskach w Mezopotamii za niewielkie pieniądze, to byłoby ok? Tylko, że dlaczego masz się kierować tym , co akurat ktoś uznał za sensowne albo bezsensowne..?
OdpowiedzUsuń2. Szkoła i równieśnicy zawsze charakteryzowali się tym, że szybciej przekazywali głównie ‘seksualne’ informacje niż rodzice; Internet przyśpieszył i zintensyfikował to zjawisko. Tym samym, głównym zadaniem rodziców pozostaje pozostanie wiarygodnymi dla swoich dzieci. A z tym wielu rodziców ma duży kłopot, bo wymaga to dużej pracy!
3. Kiedyś pobierający się ludzie mieli łatwiej, bo społeczeństwo tworzyło pewne konwenanse, których zadaniem było ułatwienie ludziom życia (patrz instytucja mezaliansu). Dziś wydaje się, że każdy może się żenić z każdym i wszystko jest ok, mimo, że widać, że oboje są z kompletnie innych rodzin i chwilowe zauroczenie się skończy i zacznie się codzienne życie, kompletnie odmienne dla każdego z nich. No i pstryk – mamy rozwód. Jakby się ludzie trochę bardziej mieli ochotę poznać przed ślubem (i to nie tylko na poziomie swoich genitaliów), to rozwodów i przykrych sytuacji byłoby znacznie mniej. Kiedyś jakoś nie mieszkano nagminnie ‘na próbę’ ze sobą, a rozwodów było znacznie mniej. Co znaczy, że nie w tym problem i to słynne mieszkanie ‘na próbę’ w niczym nie pomaga. To już bardziej pomagałoby, gdyby on mieszkał rok w jej rodzinie, a potem ona rok w jego rodzinie.
A zgadzam się, że umiejętność spostrzegania i cieszenia się z pięknych chwil jest dość trudną rzeczą :) Ale to jest kwestia podejścia - można traktować pracę jako cel sam z sobie, albo jako środek do celu - np. żeby zarobić i odłożyć trochę pieniędzy, a potem pojechać w góry i w ciszy kontemplować piękne widoki :)
OdpowiedzUsuńRafaello, no więc tak:
OdpowiedzUsuń1. Owszem. Mój brat śmieje się, że umie umyć łazienkę w 5 minut, ale jeżeli posiedzi w 15 to dopiero wtedy mama będzie zadowolona :) niemniej jednak, dzieci przesiąkają filozofią rodziców. Chodzi też o to, żeby efekty pracy były widoczne- po co męczyć się na danych studiach po których nie ma roboty, jeŻeli można dołożyć trochę wysiłku i mieć pewny zarobek? Zresztą też nie zgadzam się w każdym calu z rodziną. Moja babcia wynajduje sobie najbardziej durne roboty(i innym), żeby ROBIĆ, nie potrafi odpoczywać i nie chce dać odpocząć innym. Moja mama też nie spocznie póki robota nie zostanie dopięta na ostatni guzik. Ale wiesz jaki jest mój zysk z bycia w takiej rodzinie? Potrafię sobie we wszystkim poradzić, jestem zaradna i nie boję się ani rąbać drzewa, ani szorować podłóg, ani zmiatać liści ze stromego dachu.
2.Zgadzam się.
3.Z jednej strony tak, ale zauważ ile było nieszczęśliwych ze sobą ludzi, ale byli ze sobą, bo nie wypada się rozwodzić! Mogli być zupełnie obcymi ludźmi, mijającymi się, zdradzającymi się, ale nie rozwiedli się 'dla dobra dzieci', które widziały ten brak miłości. Dlatego z jednej strony dobrze, że łatwiej jest się rozwieść, ale pociąga to ze sobą konsekwencje. Jak w dramatach antycznych, co nie zrobisz- to źle.