Jestem załamana i nie bardzo mam komu to powiedzieć, bo nikt nie może mnie już w tym względzie słuchać. Nienawidzę klimatu w jakim się znajduje Polska. Nienawidzę września, października, listopada, grudnia, stycznia, lutego, marca i kwietnia. Dla mnie już zaczęła się jesień. Październik to już dla mnie zima i trwa ona do końca marca, w kwietniu zaś znowu następuje jesień. Po czym zaczyna się wiosna w maju i czerwcu, z których i tak nie korzystam bo jest sesja. Następuje lato, o ile Bóg da ciepłe lato czyli lipiec i sierpień.
Jestem załamana, bo już czuję to zimno, które mnie ogarnia, wnika pod koszulkę, smaga bose stopy, sprawia, że dłonie, nos i uszy są lodowate. Zimno, które wbrew mojej woli pcha mnie w stronę kuchni i mówi "Zjedz sobie trochę więcej kotlecika. Na zimno najlepszy jest płaszczyk z twojego własnego tłuszczyku..."! I o ile latem olewałam każdy kotlecik, a każde ciasteczko nie wzbudzało we mnie żadnych tęsknych uczuć, o tyle teraz gdy siedzę w grubych skarpetkach i polarze muszę się opierać, żeby nie skubnąć kawałka. Niektóre dziewczyny chodzą jeszcze w sandałkach i letnich sukienkach. Ja w rajstopach i spodniach przemykam do auta, gdzie mogę włączyć ciepły nawiew. Stwierdziłam, że w tym roku mam zamiar odesłać do diabła wszelką elegancję, kozaczki na obcasach i płaszczyki i jeżeli będzie mi naprawdę zimno kupię sobie trapery. Trapery. O desperacjo.
Jestem załamana, że wieczory znów będą się skracać, a za oknem ciemność będzie zapadała już po południu. Że zamiast na słońcu, będę zmuszona siedzieć przy sztucznym świetle lampki. Mieszkam za miastem i jedyne co widzę za szybą wieczorem to nikłe światło jednej latarni i kilka oświetlonych okien innych domków. I ciemność, ciemność, ciemność.
Nie powinnam narzekać, wiem o tym. W zasadzie takie narzekanie jest mocno nie na miejscu, bo niby co klimat Polski ma z moimi pretensjami zrobić? Może ze współczuciem i litością popatrzeć na mnie i kazać ubierać ciepłe buty i czapkę.
Może jakoś to przetrzymam, ale już pogarsza mi się humor, kiedy myślę o deszczach i wiatrach. Najwyżej w przyszłości zmienię miejsce zamieszkania na cieplejsze.
Najlepiej na saunę świerkową, 88 st cel.
Ja lubie jesien i angielski klimat, bo kobiety w takich okolicznosciach nie chodza z golymi nogami po ulicach. Co prawda nie wszstkie nosza ponczochy, ale mimo wszystko ;)
OdpowiedzUsuńteż nie lubię jesieni, właściwie to można powiedzieć, że akceptuję ją tylko dlatego, że uwielbiam ogromne swetrzyska :).
OdpowiedzUsuńjakoś wytrzymamy do lata, nie? :)
Kochanieńka, nie załamuj się, jesień jest piękna, zima też, natura maluje piękno wszędzie. Kup sobie porządne futro, tylko koniecznie sztuczne (innych nie polecam, bo źle się wygląda z trupem na plecach), gwarantuję Ci że nie będziesz marzła!!!Możesz w nim chodzić od jesieni do wiosny. Jest eleganckie, ciepłe, i urokliwe, wszystko do niego pasuje i szpilki i glany. Będziesz się czuła jakby Cię ciągle przytulał puszysty niedźwiadek, gwarantuję. Ściskam mocno i przesyłam gorące pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńjakim trupem? futro to kawalek martwej materii (tak jak welna czy bawelna)
Usuń