poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Kobiecość

Odkąd pamiętam moim głównym celem było- być silną, niezależną kobietą. Zdobyć wykształcenie, mieć dobrą pracę, dobrze zarabiać i nie być zależną od mężczyzny. Nie usłyszeć nigdy 'Ja ciężko haruję, a ty siedzisz w domu!!', nie musieć prosić o pieniądze, tłumaczyć się z wydatków. Móc zawsze wyrazić swoje zdanie i nawet siłą je przeforsować, jeśli trzeba. No i mam 20 lat, zdobyłam wykształcenie średnie, studiuję ciężko (no ale bez pracy nie ma kołaczy, racja?), co prawda nie zarabiam, ale jestem na drodze, żeby w przyszłości móc zarabiać. I do jakiego wniosku dochodzę? Że to wspaniałe móc zdobywać tę niezależność, ale coś się po drodze traci, coś umyka. Walczymy silnie- w pracy, w szkole, w domu wykonujemy obowiązki, wychowujemy dzieci, opiekujemy się starszymi. 100 lat temu kobieta miała chyba trochę łatwiej. Co prawda siedziała w domu i pracowała w domu, rodziła dzieci co 9 miesięcy, ale czy nie żyła wtedy w zgodzie ze swoją naturą? Czy dodawanie sobie harówy w pracy do normalnych obowiązków- sprzątanie, gotowanie, dzieci nie sprawia, że tracimy części naszej kobiecości? Zmęczone i spracowane, czasem brak nam sił na tę kobiecość.

A może plotę totalne bzdury? Przecież 100-200 lat temu kobiety także trudniły się pracą. Pracowały w fabrykach, szwalniach, na polu. Traciły tam siłę i zdrowie, czasem życie. Teraz mamy różne możliwości, kiedyś ich nie było. Podczas przemysłowego boomu całe rodziny sprowadzały się ze wsi i miast i żeby się utrzymać jakkolwiek- wszyscy musieli pracować, aby nie umrzeć z głodu. A z drugiej strony wtedy kobiety nie miały żadnych praw. Teraz możemy wszystko, o ile nie jesteśmy wyznawczyniami religii ograniczającej kobiety w znacznym stopniu. Więc może to czcze narzekanie? Teraz zwykła kobieta może harować, pracować i się zamęczać, ale może sama zamieszkać, zbić fortunę, mieć kochanków, robić na co ma ochotę, co w minionym wieku uchodziłoby za skandal.

Trzeba pomyśleć też o kolejnej rzeczy- kiedyś można było tylko w jeden sposób, teraz sposobów jest tysiące! Mamy rozpowszechnioną antykoncepcję-możemy kochać się jak chcemy, kiedy chcemy, ile razy chcemy i nie musimy być w kolejnych ciążach całe młode życie. Mamy wybór garderoby- nie ograniczają nas ciasne gorsety, ogromne, ciężkie, małoprzewiewne suknie, w których co najwyżej można było trzepotać rzęsami i nic więcej. Mamy bieliznę, podpaski, tampony, rajstopy, jeśli komuś zimno w pupcię zimą. Adidasy, jeśli chcemy pobiegać. Spodnie, ale to chyba oczywiste. Miesiączka nas nie ogranicza jak za dawnych czasów. Moja babcia opowiadała mi, że musiała nosić ligninę, a druga, że odpowiednik pieluszek. Opalanie na Dominikanie? Proszę serdecznie- wskakujemy w bikini i grzejemy się w słoneczku, nie ma, że opalenizna to znak wieśniactwa (no, w porządku, tapeciary z solarium nie są Wenus z Milo, ale trochę piegów i łagodna opalenizna fajnie wyglądają), nie ma, że nie możemy pokazać się prawie nago publicznie. Możemy, a co. Partner? Nie podoba się ten, niech będzie następny, nie trzeba wychodzić za nikogo będąc nastolatką, bo wypada się wydać dobrze za mąż.
Możemy robić co chcemy i tak to nikogo nie obejdzie za bardzo, szczególnie jeśli mieszkamy w wielkim mieście. Możemy czerpać co dobre z poprzednich wieków, ale nie jesteśmy ograniczone ich jarzmem. Pończochy i sukienki, ale także prawo jazdy, głosowanie, szkoła wyższa. Wdychamy do dawnych czasów, ale nie mamy wcale źle, bo mamy wybór.  Wzdychamy do wyidealizowanego świata, do naszych marzeń o świecie. Ale czy wzdychanie jest złe? Oczywiście, że nie, jest to uzasadnione, bo kiedyś faktycznie wszystko było piękniejsze-nowoczesny design jest dla niektórych zimny i po prostu brzydki z porównaniu z klasyką. Ja też wzdycham. I się inspiruję.
Tak czy inaczej, naprawdę cieszę się, że żyję gdzie żyję, jak żyję i kiedy żyję. I chyba nie zamieniłabym się na inne czasy.
Zaczęłam od niezależności kobiety. Na tym też skończę- nigdy nie będę niezależna. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy wróciłam po wycieczce do domu, a mój Ukochany do swojego domu... Nie jestem zależna od niego materialnie i nie będę, ale w duszy wiem, że jestem w pełni zależna, malutka i zagubiona. Trzepocząca rzęsami, w ciasnym gorsecie, niezdolna do życia bez niego.  Próbuję napisać coś co, nie będzie banalne, ale chyba jednak jest. Bo jak opisać w słowach, na publicznym blogu miłość? Każdy kocha, każdy miewa romanse, partnerów. Motyw miłości jest wszędzie-serialach, filmach, listach do Bravo. Jak napisać, że moje uczucie jest wyjątkowe i jedyne na świecie, skoro jest w zasadzie typowe? Ciocia powiedziała kiedyś- "aa, chłopak, wszystkie mają chłopaków". Dochodzę jednak do wniosku, że wyjątkowe i typowe nie wykluczają się wzajemnie. Każdy kocha, ale nikt nie kocha tak jak poszczególna jednostka. I to nas czyni wyjątkowymi ludźmi, każdego z nas.



I jakby co- jestem niezależna, zawsze.

niedziela, 21 sierpnia 2011

wakacje

Ostatnie 2 tygodnie spędziłam w Czarnogórze i był to czas tak wspaniały, że wprost nie wierzę, że minął tak szybko. Byłam z rodziną i Ukochanym w Herceg Novi. Muszę przyznać, że Czarnogóra jest przepiękna i wprost proporcjonalnie do jej piękna- okropnie zaśmiecona. Śmieci są wszędzie- w górach, na plaży, na ulicach, na starym mieście. Mieszkańcy i turyści (głównie Serbowie i Czarogórcy) po wypiciu/zjedzeniu wyrzucają opakowania gdzie popadnie, ku mojej rozpaczy, bo najbardziej nienawidzę Ludzi, Którzy Śmiecą. Morze i plaże też pozostawiają wiele do życzenia, bo są trochę brudne, a dzieci (!!) załatwiają się gdzie popadnie. No, ale mimo wszystko wspaniale spędziłam czas. Chodziłam po promenadzie z moim Ukochanym aż do upadłego (a i tak nie przeszłam tyle ile On), kąpaliśmy się w morzu, z bratem nurkowałam po muszle, oglądałam na dnie fajne rybki, płaszczki i tego typu wdzięczne żyjątka. Kilka razy byliśmy na wycieczce w Zagrzebiu, Budwie, Kotorze i Dubrovniku (najpiękniejsze miasto jakie widziałam, do tego mega vintage'owe) i gdzieś wysoko w górach- moja mama o mało nie umarła ze strachu, bo droga była wąska, a za krawędzią- przepaść.
Byliśmy też w Słowenii, choć ja zaczęłam nazywać ją- Zielenia, ponieważ każdy kawałek tego kraju tryska zielenią! Lasy, łąki, lasy, lasy, łąki, niebo przy tym wydaje się również zielone. Wszystko jest tam małe- malutkie domki, jak klocuszki, kolorowe, każde okno przystrojone kwiatami, małe znaki drogowe, malutkie pokoje, malutkie łóżka, nawet małe telewizory :) Jest tam czyściutko, wszystko jest bardzo uporządkowane. Chciałabym tam kiedyś zamieszkać, no ale gdzie ja bym nie chciała mieszkać? ... Słowenia jest tak urocza (dodam, że w przeciągu kilku lat zupełnie się zmieniła), że nie jest wprost możliwe, że jest tam jakakolwiek przemoc, morderstwa. Tam wszyscy muszą żyć w zgodzie ze sobą i naturą, śpiewać piosenki na łąkach, trzymając się za ręce i tak dalej, tra la la la. ;) 
Najbardziej żal mi tego, że nie będę na codzień z Ukochanym tak jak na wycieczce. To boli najbardziej. Właściwie boli na tyle, że ciągle sobie popłakuję, no ale cóż- życie.

 Monumentalne góry Czarnogóry, niektóre faktycznie są czarne.
 Opieram się o ścianę wspaniałego Dubrovnika!
 Dubrovnik

 Drzwi, ale mają klimat, prawda?
Uroczy sklepik- Sweet-Spice&everything nice!

Zielenia
Powinnam zapytać się o prawa autorskie mojego Ukochanego, bo głównie On robił zdjęcia, no ale na pewno byłby przychylny mojej prośbie, prawda? :) zdjęcia może nie do końca ukazują jak spędziłam ten czas, ale w końcu to prywatne chwile i chyba dzielenie się nimi z całym światem -"PatrzJakŁadnieWyszłam" byłoby bezczeszczeniem pięknych chwil. A może nie. Nie upieram się. A może wynika to z faktu, że na zdjęciach wychodzę jak naćpana. Niee, to na pewno chodzi o nie-bezczeszczenie.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Inspiracje

Ostatnio myślałam na temat- co wpłynęło na moją miłość do przedmiotów z duszą, vintage'owych i retro ciuchów, wspaniałego stylu lat 20'-50'. Moja vintage'owa miłość obchodzi pierwszą rocznicę. Od roku każda koroneczka, hafcik, mały samochodzik stylizowany na lata 50, stary biały wazonik w kwiaty, koronkowa chusteczka wzbudza mój zachwyt i głośne westchnięcie. Zawsze lubiłam ten styl, jednakże nie interesowałam się nim zbytnio. Wszystko się zmieniło, kiedy po maturze znudzona przeglądałam internet i natknęłam się na bloga Rockagirl. Dziewczyna ta mnie zachwyciła- miała wspaniałe ubrania, niebanalny gust i talent do fotografii. Od tego czasu zaczęłam gromadzić informacje na temat stylu pin-up. Przejrzałam mnóstwo słodkich obrazków pin-up(co może brzmi trochę banalnie), miałam też przed oczami wizerunek Bree van de Kamp (Gotowe na wszystko to taki świetny serial!) przed oczami, kiedy przeglądałam ciuchy w sklepach.
Jak na zawołanie w TV pojawił się teledysk Beyonce "Why don't you love me?" idealnie trafiający w moje inspiracje.

Oczywiście zaczęłam piec babeczki, wymyślać pin-upowe fryzury itd, czyli normalny etap w Pin-Up-Manii :)


Jednakże zrozumiałam, że jestem trochę za młoda na tak mega kobiecy styl, nie czułam się jeszcze dobrze w obcisłych spódnicach i bluzkach, a już najbardziej mnie irytują pasy, które mają wyszczuplać brzuch, bo uciskały mnie niemiłosiernie. 19 lat to dla mnie za mało, żeby stylizować się na housewife z lat 50. Mimo to zasypywałam się mnóstwem różnych inspiracji i odkryłam wiele innych fascynujących stylów oprócz pin-up. Victorian, vintage itd zachwyciły mnie od razu.

Obejrzałam wszystkie musicale, które zdołałam hmm zdobyć i zachwycałam się wszystkim co starodawne, nieważne z których lat pochodziło. Mój chłopak ostatnio powiedział, że mnie podoba się wszystko co stare, nieważne, że jedno pochodzi z lat 90' a drugie z 20'. To prawda. Kiedyś wszystko było piękne. Auta, telefony, ubrania, rowery, muzyka, nawet takie detale jak latarnie czy czajniki.

Jednak bezgranicznie zachwyciłam się po obejrzeniu "Don Juan DeMarco". Te piękne harty, dziergania, białe koroneczki zawróciły mi w głowie.


Trudno mi powiedzieć jaki to styl, ja nazwałam go śródziemnomorskim, choć Don Juan chyba niewiele ma wspólnego z Morzem Śródziemnym. Ktoś ma pomysł?
Od tego czasu obkupiłam się w białe koszule, tuniki i sweterki z koroneczkami i hafcikami. Najpiękniejsza jest ta sukienka:
(wybaczcie za zdjęcie z telefonu)
 Obecnie nie czerpię tylko z jednego stylu, wybieram to, co mnie zachwyci i kupuję jak najwięcej, bo jestem świadoma tego, że niedługo moda przeminie i łatwy dostęp do takich pięknych rzeczy się skończy. Uwielbiam retro i vintage. Jeżeli ktoś nie ma pomysłu na prezent dla mnie to vintage'owa konewka czy retro budzik będą w sam raz ;)