czwartek, 1 sierpnia 2013

środek lata?

Jest już środek lata, czas wbić się w bikini, wyciągnąć okulary przeciwsłoneczne, popijając chłodnego drinka wystawić się na morską bryzę i promienie uv! I spać, spać jak najwięcej. Starzeję się, jak Babcię kocham! Kiedyś drzemki popołudniowe kojarzyły mi się z przedszkolnym leżakowaniem, czyli nudą, teraz zaś o niczym innym nie myślę po smacznym obiadku.

O czym to ja chciałam... Horrory! Polecam horrory, nawypożyczałam z biblioteki horrorów jak głupia. Mam nadzieję, że skąpana w słońcu plaża odwróci niejako uwagę od mrożących krew w żyłach historii, ale dreszczyk emocji to coś, obok smacznego sjestowego pochrapywania, co jest mi niezbędne jak tlen w tej chwili.

Umieralnia internowa na praktykach wakacyjnych wywarła na mnie niebywałe wrażenie. Nie mówiąc o epidemii biegunek na oddziale. Niesamowite jest to jak człowiek powoli gaśnie, oddech pełną piersią zamienia się na chrapliwe próby złapania choć odrobiny powietrza, jak człowiek się zapada w sobie, twarz wyostrza rysy, a ciało albo puchnie od obrzęków albo przeraźliwie traci na wadze. Paradoks, całe życie się odchudzasz, a kiedy zaczynasz wreszcie chudnąć bez większego wysiłku, znaczy to najprawdopodobniej, że umierasz. I kiedy następnego dnia z niepokojem przechadzasz się korytarzem, a zaglądając do sal natrafiasz na puste łóżko, od nowa zasłane czystą pościelą... Człowiek się chyba przyzwyczaja po prostu. Nie rusza go to. Mówi 'chociaż się nie męczył dłużej'. Umieralnia staje się rutyną, chociaż nadal robi wrażenie. Gorzej jak przydarzy się to komuś bliskiemu. Wtedy każde doświadczenie i wypracowaną spychaniem uczuć w kąt obojętność szlag trafia.
Taka jest kolej rzeczy? Rodzisz się i umierasz? Jest w tym jakieś romantyczne piękno.

Czy jesteśmy gotowi by umrzeć?

Ja bym chciała jeszcze pożyć, ale jak już umierać to wszędzie, byle by nie na sali sraczkowej!

sobota, 2 marca 2013

Wiosna idzie wreszcie!

Po raz pięć tysięczny zmieniłam swój nick, ale teraz mam nadzieję, że na stałe. Villie odnosi się do nazwiska, jest hipstersko po angielsku, miało być villi, ale są to kosmki jelitowe więc jakoś mało smaczny kontekst. Dodając jednak magiczną literkę "e" wymowa się nie zmienia, ale znaczenie a i owszem. Nazwę bloga też bym zmieniła chętnie. Nie jestem dobra w nadawaniu nazw, zawsze kończy się to przypałem. Elf in the rose brzmiało słodko i tak vintage, no ale błagam... nazwa dla dziewczynki, która wstawia obrazki słodkich kotków i piesków. Lawendowy stetoskop nie jest taki zły, kocham lawendę, stetoskop to symbol drogi życia, ale szczerze mówiąc nijak się ma to do bloga. Na razie musi być :) 

Marzec! Idzie wiosna, lepsze temperatury, dzień się wydłuża, jest to mega pozytywny okres, zapowiada ciepłe słoneczne dni, rower, bieganie na świeżym powietrzu i sączenie lemoniady na tarasie.
W marcu weryfikujemy swoje noworoczne postanowienia, jeżeli takie były, a jeśli nie, tworzymy sobie nowe. W końcu w lipcu wdziejemy bikini lub chociaż krótkie spodenki i jakoś trzeba się prezentować. Znalazłam mnóstwo super blogów fit, polecam je wszystkie, mam je na liście po prawo.

Wymyśliłam sobie nowe treningi, trochę zmodyfikowałam żywienie, dostosowując je do mojego zbuntowanego brzuszka. Nie może być teraz źle.
Można się teraz skupić na innych rzeczach. W stylu... nauka. Lecę więc do mojej Powiernicy Cierpień Naukowych oddać się w objęcia patomorfy.

Ciał!

Aktualizacja...
Aaach!! Ponad godzina ćwiczeń z fitnessblender.com na utube... Padam z nóg, może uda mi się dowlec pod prysznic. Czuję się jak nowo narodzona, trening HIIT cardio itp itd jest rewelacyjny, trenerzy dają wspaniały wycisk, jutro chyba nie wstanę z łóżka! Dlatego jutro, a w zasadzie dzisiaj trening gimnastyczny, joga i stretching. Dam moim kochanym mięśniom trochę odpoczynku... Aaa, czuję się wspaniale :D


Totalnie kradzione zdjęcie, totalnie prawdziwe dziś dla mnie :) a miałam odpuścić :)

poniedziałek, 4 lutego 2013

misz masz



Wreszcie wolne! Egzamin zdany, ku mojej uciesze, bo mikrobiologia to taki mały upierdliwy przedmiot dokładnie tak upierdliwy jak salmonella w tyłku. 
No i co począć teraz z czasem? Nagle zrobiło się go straszie dużo. Pamiętam jak zeszłe ferie były dla mnie koszmarem, bo znajomi powyjeżdżali, chłopak też pojechał do domciu, na dworze mróz trzaskający, -20 i nawet nie wychodziłam z domu. I dopadła mnie deprecha, tylko jadłam i oglądałam filmy ;p na szczęście teraz mam większą potrzebę organizowania sobie czasu i ogólnie jest jakoś inaczej. 
Zamiast pisać teraz na blogu powinnam walnąć trening, ale jestem taka zmęczona i przejedzona, że dziś odpuszczam, bo czuję że więcej z tego szkody było by niż pożytku.
Przede wszystkim sen! Nie mogę jakoś spać ostatnio, nie wiem czemu. Wczoraj w piotrkowskim łożu spałam jak suseł, ale łódzkie powietrze sprzyja bezsenności. 
Po drugie treningi, wiadomo po co.


Po trzecie rodzina i bliscy, bo zaraz jadę na narty więc trzeba trochę ich udobruchać <3 
No i może jakaś książeczka, filmiczki... Nie mam pomysłu. Poszłabym chętnie do szpitala na jakiś dyżurek ale nie zdążę już chyba się załapać. Poza tym znów nie kupiłam słuchawek, stetoskopu znaczy się. Kupię piękne z kolekcji rainbow! Szukałam lawendowego stetoskopu, ale fiolet na różnych obrazkach różnie wygląda, raz fiolet, raz jakiś odcień niebieskiego...Wiem że to bez różnicy jaki będę miała stetoskop, matko, nie ma to znaczenia. Mało tego, to jest próżne, niedobre i mało inteligentne. Ale ja chcę mieć jakiś ładny! ;)

No i co mogę powiedzieć więcej. Nic ciekawego nie stworzyłam dzisiaj, no naprawdę.
O! mogę powiedzieć że czytałam bloga kolegi ze studiów, takiego który jest bardzo pro-katolicki i się wypowiadał o tej sprawie z homoseksualistami i aferą polityczną.

 "To zaburzenie – podobne do zoofilii, pedofilii, nekrofilii, i jeszcze wielu innych „-filii”. Skierowanie popędu płciowego w kierunku, w którym skierowane być nie powinno. Zachowanie to stoi w sprzeczności z prawem naturalnym (KKK 2357). (...)Kościół wzywa do pielęgnowania czystości (KKK 2359). Do godnego dźwigania krzyża… (Jest też możliwość skorzystania z terapii, jeśli ktoś czuje się źle ze swym homoseksualizmem, ale mówię to cicho, bo zacne lobby utrzymuje, że to jest nieuleczalne. ^^) W świetle naszej filozofii – obrzydliwością jest jakikolwiek związek homoseksualny, nie mamy na nie przyzwolenia. Stąd, rozważając zasadność ustawy, nie będę uwzględniał homoseksualistów. " 
"Kościół wzywa nas do szczególnej delikatności wobec osób, które borykają się z tą przypadłością. Należy otoczyć te osoby troską! Katechizm Kościoła katolickiego wskazuje na konieczność unikania wobec nich jakichkolwiek form dyskryminacji (KKK 2358)!"
 (http://introitus.blog.pl/)



Co za bzdury. Chciałabym jakoś to skomentować, wypowiedzieć się, ale szczerze mówiąc nie wiem jak. Takie średniowieczne poglądy są po prostu nie do skomentowania w jakiś rozsądny sposób.

Nie miałam żadnego 'obrzydliwego związku homoseksualnego', ale no kurde jakbym nawet miała i bym była zadowolona z tego powodu to nic do tego ani Kościołowi, ani autorowi bloga i nie potrzebowałabym ani terapii, ani otoczenia troską. Ktoś tam powiedział, że jeżeli jest się chrześcijaninem to "to powinieneś żyć zgodnie z tym co mówi Pismo Święte. Tak jak Kuba wspomniał – Biblia wyraźnie nazywa takie postępowanie obrzydliwością i zboczeniem (od Prawdy). Obłudą jest raczej to, że tyle osób nazywa się chrześcijanami, propagując przy tym zupełnie świeckie „wartości”."
Ech to ja dziękuję za takie chrześcijaństwo. Mam własny mózg i dla mnie miłość ludzi nie jest obrzydliwością i zboczeniem, nieważne czy to facet-facet czy facet-kobieta. Dla mnie tylko kontrowersją jest posiadanie dzieci przez małżeństwa homoseksualne. Ale to też jest sprawa dyskusyjna, bo jeżeli dziecko ma być bez rodziny, całe młode życie spędzić w domu dziecka w samotności i nieszczęściu, to ja bym już chyba wolała mieć dwóch tatusiów lub dwie mamusie!



Zdaję sobie sprawę, że hipisowskie ‘make love not war’ jest pompatycznym zwrotem, ale jak dla mnie idealnie podsumowuje mój wniosek. Zamiast się kłócić, bzyknijcie się! To naprawdę tak rozładowuje stresy, że najwyraźniej wielu ludziom by się przydało. I dajcie się bzykać ludziom tak jak sobie tego życzą, byle zostawili w spokoju dzieci oraz robili to za obopólna zgodą, nie krzywdząc innych.
Tak więc drogi Kubo oraz wszyscy zażarci przeciwnicy miłości wszelakiej, choć tego nie przeczytasz, bo nie chce mi się komentować i wdawać się w dyskusje, a skoro to moja przestrzeń w necie, to mogę sobie nabazgrać co chcę (a do tego ledwo widzę bo jestem zmęczona), dajcie spokój! Bzyknijcie jakąś koleżankę i zajmijcie się czymś pożytecznym, broń Boże gadaniem!!
Ups, chyba Kościół zabrania się bzykać przed małżeństwem. Hehe.

Ich strata ;)



Ps. Wierzę w Boga. Kiedyś chodziłam regularnie do Kościoła. Obecnie nie chodzę, gdyż nie lubię kiedy ktoś dyktuje mi jak mam żyć. To wszystko jest dyskusyjne. Czemu mam się spowiadać np. z seksu? Co w tym złego. Ale tak głupio mi chodzić ciągle do spowiedzi i walić prosto z mostu ‘nieczystość, proszę Księdza’, gdyż ja nie czuję się nieczysta, więc po co mam to mówić, tak dla zasady? A muszę powiedzieć, bo wtedy Komunia Święta będzie zbrukana, czego nie chcę, bo uważam, że to faktycznie jest świętość. Więc na zdrowy chłopski rozum praktycznej studenciary, nie mogę przyjmować Komunii, gdyż nie będę spowiadać się za coś czego nie uważam za złe. No i tak musi być, póki… nie zmienię zdania. Bo punkt widzenia niestety zależy od punktu siedzenia.
Pozdrowionka!


środa, 9 stycznia 2013

cause baby it's cold outside

Przypomniało mi się coś, kiedy przeglądałam bloga.
Narzekałam bardzo na moją wieczną zmarzlinę! 'Ciągle zimno, jesień ble, na zimę kokon i sen z niedźwiadkami' i co się okazało! Nie były to czcze narzekania marudnej studentki.
Krwi badania zrobiłam, albowiem rodzicielka moja podejrzewała kacheksję spowodowaną dietą i ćwiczeniami (jestem typową córką spod klosza) (ale Mamusię kocham bardzo) (kacheksji nie stwierdzono na szczęście) i co wyszło? Hormonów TSH podwyższenie, równające się chorobie niedoczynności tarczycy. Do pani doktor się udałam,  wykryła tarczyńkę, bo maleństwo mam w mojej szyjce zamiast porządnego gruczołu, białe, tableteczki przepisała mi ona  i ... Uleczyło mnie to prawie z zimna!
 Mimo to... i tak siedzę cały czas w moim jedynym polarze, sypiam w polarowych piżamach z f&fu, ale ludzie... Wreszcie rozbudził się mój piecyk i czasami jest mi nawet ciepło!

Więc jestem naprawdę zadowolona, nawet zaryzykowałam i jadę na narty! Mam nadzieję, że nie umrę z zimna i nie wpadnę w szok (a wpadam w taki jak mi za zimno, ciężka rzecz).

Już się cieszę! Fit ferie już za niedługo <3



wtorek, 8 stycznia 2013

Noworoczne postanowienia

Nie miałam zamiaru pisać notki, ale ktoś napisał mi, że czeka na noworoczne postanowienia i to spowodowało, że zaczęłam o tym myśleć.

Nowy Rok to okazja do zamknięcia pewnego rozdziału w naszym życiu i zaczęciu następnego. Facebook roi się od obrazków przedstawiających postanowienia noworoczne, czy to żartobliwe, czy poważniejsze. Moim zdaniem jest to raczej złudna granica i te wszystkie postanowienia noworoczne przyprawiają mnie raczej o uśmiech.

Kilka lat temu byłam raczej mało zmobilizowana i naprawdę wiem, że jeżeli ktoś nie chce w gruncie rzeczy nic zmienić to żadne noworoczne postanowienia, żadne przełomy w stylu 'od jutra', 'od poniedziałku' nie zadziałają. Nie wiem kiedy się zmieniłam pod tym względem, chyba kiedy zaczęło mi iść na studiach, kiedy przepisałam się do fajnej grupy, zaczęłam zdawać egzaminy, zawarłam nowe przyjaźnie i poczułam, że mogę wszystko jeśli naprawdę chcę i jeśli się zaprę. I kiedy zmiany wprowadzamy w małych rzeczach np. będę się uczyć systematycznie i zaczynam tak robić, będę pomagać mamie w sprzątaniu i to zrobię to nagle okazuje się, że czego się człowiek nie dotknie, to potrafi to zmienić na lepsze. Wymaga to niestety trochę pracy. Za mój największy sukces w dziedzinie 'postanowień' uważam dbanie o swoje ciało. Zdrowe odżywianie, ćwiczenia, spadek wagi i centymetrów. Niedługo będzie rok, kiedy wzięłam się za siebie. Nie to, że byłam jakaś gruba, ale przeszkadzała mi oponka na brzuchu i ogólnie stresy drugiego roku rekompensowałam sobie słodyczami i mi się odłożyło trochę tu trochę tam. W marcu stwierdziłam, że albo ćwiczenia albo gorset ;p a że mój chłopak na pomysł kupna gorsetu zareagował raczej ... nieprzychylnie, zostały mi ćwiczenia :) no ale z ćwiczeń to ja tylko jogging i to jak jest ciepło bo w innym przypadku chorują mi zatoki lub jakaś zumba, basen itp. to byłam nieco zniechęcona. Prawda jest jednak taka, że zumba i basen raz w tygodniu to za mało. Zaczęły się brzuszki, ćwiczenia z youtubem, rowerek stacjonarny, który z moją przyjaciółką zajechałyśmy na amen. Te wieczory przed laptopem.... Ja na rowerku, Madzia czyta prezentacje z biochemii a ja powtarzam na głos... Książka od fizjologii i rowerek przez 1,5h.... Wymyśliłam sobie, że będę jeździć w grubych ciuchach i obandażowana :D więcej potu=więcej spalę(nic to nie daje)... Madzia jeździła wręcz w jakiejś folii. Smarowanie eveline termo, do tej pory mam mdłości od tego zapachu. No ale zawzięłyśmy się i jeździłyśmy. Potem sesja i wiele stresów oraz dieta śniadanie-obiadek-małe jabłko. Spustoszyło to trochę mój organizm, bo po sesji dopadła mnie jakaś psychoza i lekka deprecha no i nie polecam głodzenia, bo potem wypadają włosy i krwineczki czerwone też jakoś tak nie chcą spacerować po naczynkach zbyt chętnie.
Ale mimo to zmiana była znaczna, schudłam 2 rozmiary i kilka kilo. W wakacje zaś pracowałam nad tym, żeby odzyskać siły, minerały i żeby nie trafił mnie efekt jojo. Wynalazłam Ewę Chodakowską i tak się zaczęło :) do tego dążyłam przez tyle linijek.

nie, jeszcze nie, muszę jeszcze zrobić dygresję. Ćwiczę już z Ewą od kilku miesięcy. Od tego czasu przeszłam z diety ok 1000 kilokalorii do ok 2000, spaliłam tłuszczyk, którego żadna dieta nie spali, wyrobiłam sobie ładne mięśnie a na wadze przybył mi kilogram od momentu kiedy naprawdę czasem przymierałam głodkiem ;p od września w zasadzie waga nie drgnęła, mięśnie brzucha mam coraz ładniejsze i ogólnie czuje się lepiej ze sobą. Nic dziwnego. Głodzić się za długo nie da rady, w końcu czlowiek rzuci się na jedzenie. A rozsądne żywienie i ruch jest mega zdrowy i budujący, nie wspominając o efekcie spalenia tłuszczyku. Teraz nawet doszłam do takiego etapu, gdzie wydaje mi się że jestem trochę za szczupła i przydało by mi się trochę krągłości, co nie zdarzyło mi się NIGDY W ŻYCIU. Zawsze miałam kompleksy i nie podobałam się sobie :)

No i w końcu wniosek: Codzienna porcja treningu chyba najbardziej ze wszystkiego w życiu zaraz po studiach nauczyła mnie, że jeśli coś sobie postanowię- zrobię to bez względu na to czy to będzie nowy rok, poniedziałek, środa czy środek miesiąca. Nie wiem co w ruchu jest takiego, że ćwiczy charakter nie tylko ciało. Oczywiście, ile razy mi się nie chce, ile dni zrezygnowałam z treningu, odpuściłam i przeleżałam w łóżku z laptopem, zamiast jakoś wykorzystać czas. Ale potrafię się zmobilizować w każdym momencie jeśli tego chcę.

Dlatego mam w poważaniu noworoczne postanowienia  :)

Bardzo egoistyczna, samolubna notka, wychwalająca moją osobę, aż mnie to rozbawiło. Jestem w niej taka wspaniała i bez wad, taka zmobilizowana i fit :) na szczęście to mój blog więc mogę się chwalić ile wlezie, może to wszystko ociekać samouwielbieniem, ale jak zejdę na dół Mama zaraz mnie za coś zgani i całe samouwielbienie szlag trafi :) Mamusie mają do tego niezwykły dar. Poza tym muszę sobie dziś czymś zrekompensować to, że przedziurawiłam oponę (dziura 3 cm) i rozładowałam akumulator i że gdyby nie Tata to bym nie umiała sobie poradzić z autem (dla mnie auto jest do jeżdżenia a nie do naprawiania) i mocno się zestresowałam :( a jutrzejsze kliniki w szpitalu też sprowadzą mnie na ziemę, bo udowodnią mi że tak naprawdę nic nie umiem i wszystko przede mną... No więc na ten moment umówmy się, że jestem bez skazy i idealna, ok?

Tak jeszcze tylko chwilkę!!