sobota, 21 stycznia 2012

Morderstwo

Nie mam na nic czasu! To się nazywa pęd dzisiejszej cywilizacji, a ja jestem w środku tego pędu. Ale to chyba dobrze :) jeju, ostatnio bardzo podziwiam nasze kochane blogerki i ich wspaniały styl i sesje zdjęciowe- Lady in Black, Pin Up Candy, Waniliannę. Podziwiam i skrycie zazdroszczę :)

Jednak mój post jest o czym trochę innym.
Zastanawiałam się ostatnio czy byłabym w stanie odebrać komuś życie.  Moje rozmyślania wynikają z musicalu „Chicago”.


Chyba każdy widział ten film. Mnie zapadła w pamięci najbardziej właśnie ta scena- cell block tango, gdzie rozwścieczone, seksowne kobiety usprawiedliwiają popełnione przez siebie zbrodnie.
Jestem raczej opanowana. Może bez przesady, ale jednak raczej potrafię być opanowana. Ale jeżeli ktoś mnie naprawdę wkurzy, rodzi się we mnie taki ogień, że mam ochotę co najmniej zrzucić ze schodów osobę na którą jestem zła. Czysta podłość.
Niemniej jednak są sytuacje, w których rzeczywiście możemy stanąć przed znakiem zapytania- czy potrafimy zabić? Takie zdarzenia nie są na porządku dziennym, ale jeżeli ktoś zagrażałby ukochanej osobie, czy nie pociągnęlibyście za spust? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale wydaje mi się, że zrobiłabym to. Miłość przezwyciężyłaby moralność.
Na etyce mieliśmy do rozwiązania etyczny problem:




Ja zabiłabym tego jednego Indianina. Wiem, że to jest straszne, ale dla mnie działa tu zasada społecznego dobra, jeden zginie, większość przeżyje.  Może się to wydawać upiorne, jednak uważam to za dobry i jedyny wybór.
A wy, co byście zrobili?