środa, 15 lutego 2012

Sherlock BBC addicted !


Cóż za zastój na moim blogu! :( aż mi przykro! Wygląda to tak, jakbym nie miała żadnych przemyśleń, które można by przelać na klawiaturę (urocze, kiedyś przelewało się myśli piórem na papier w pamiętniku). Przemyśleń mam oczywiście sporo, jak zawsze. Czasu mam tylko troszkę mniej, albowiem oddaję się wszystkim dostępnym uciechom ciała i ducha, na które mnie stać i są przyzwoite i wznoszą mnie ponad piedestał tego szarego świata.



Nienawidzę stagnacji, nienawidzę siedzieć w domu i nie mieć nic do roboty. Ha. Natomiast gdy już jestem w wirze aktywności, tęsknię do poranków spędzonych w piżamie i szlafroku z kubkiem kawy, koniecznie w kubku z odstającą krawędzią. Mam taki kubek z Londynu. Malunek na kubku nie zmywa się w zmywarce, wiadomo, Anglicy to porządna firma. Nawet jeżeli kubek jest madeinchina.
Jak już zaczęłam temat Londynu. Muszę podzielić się ze światem moim uczuciem. Rozpaczy, bezbrzeżnej tęsknoty i niecierpliwości nie do wytrzymania. Otóż obejrzałam wszystkie odcinki serialu pt Sherlock BBC, made in UK i... Pragnę więcej! To więcej natomiast zdarzy się dopiero za rok. Czyli nigdy, w końcu w grudniu Koniec Świata.



Na pocieszenie mogę trochę naskrobać na ten temat. Taka tam recenzja. Tadam!
Do współczesnej wersji Sherlocka Holmsa podchodziłam z rezerwą i nieufnością. No bo jak to? Sherlock w taksówce? Sherlock przy komputerze? Sherlock CSI? Przecież współcześnie bardziej liczą się dowody sprawdzane w laboratoriach, nowoczesne technologie rodem z CSI Miami, które bezlitośnie obnażają przestępcę. Nie jakaś tam dedukcja. Poza tym, akcja po prostu musi dziać się w XIX wieku, to jest cały urok Sherlocka. Zawsze byłam maniaczką kryminałów, przeczytałam wszystkie przygody Sherlocka, Herculesa Poirota, panny Marple itd. Kryminały zawsze połykałam w jeden wieczór i ze wstydem przyznam, że mało z tego pamiętam, tak strasznie pragnęłam znać rozwiązanie zagadki. Zawsze pociągała mnie wspaniała atmosfera dawnych czasów w kryminałach, gdzie rozwiązanie zagadki kryło się w umysłach detektywów, nie zaś pod mikroskopami techników. (oczywiście w rzeczywistości wolę dzisiejsze czasy pod tym względem, bo umysł ludzki ma to do siebie, że się myli).



Dlatego współczesny Sherlock mi nie pasował. Ale mój chłopak zdobył ten serial i zachęcił do wspólnego oglądania. Pierwszego poznaje się doktora Watsona. Zupełnie inny niż w książce lub w którejkolwiek adaptacji. Ot, zwykły facet, niewyróżniający się z tłumu miły człowiek. Kiedy zaś zobaczyłam Sherlocka, otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. To jest Sherlock?! Po 10 minutach byłam w 100% pewna, że jeżeli istniałby kiedyś Sherlock Holmes, wyglądałby kropka w kropkę jak Benedict Cumberbatch, nie ma innej opcji. Aktor gra tak wspaniale, że wszyscy inni odtwórcy tej roli odchodzą w zapomnienie, nie można sobie nawet przypomnieć ich rysów twarzy. W następnych odcinkach spotykamy Jamesa Moriarty. I tu kolejny szok, tym razem nawet Szok. To nie jest po prostu zły dżentelmen w meloniku.  Takiego świra świat nie widział, przysięgam. Aktor jest genialny. Na początku mówimy sobie- o nie. To na pewno nie jest Moriarty. On był złem wcielonym, ale w eleganckiej formie. Tutaj widzimy jakiegoś młokosa w garniturze, który robi z siebie błazna. Ale po chwili już wiemy, że Moriarty to nie był tylko przestępcą. To jest psychopata, chory psychicznie geniusz z krwi i kości. Śmiem twierdzić, że momentami jego rola jest lepsza niż Sherlocka, bo bardziej złożona.



Londyn. Idealnie ukazany współczesny Londyn z jego zakamarkami, restauracjami, pięknymi taksówkami, ślicznymi kamieniczkami. Czyli nowoczesne miejsce w starodawnym stylu. Serial nic, absolutnie nic na tym nie stracił, wręcz przeciwnie- pokazał, że Londyn nadal jest miejscem pięknym, uroczym i klimatycznym.
Czas trwania- twórcy skupili się na jakości i długości odcinków, nie ilości. Ubolewam nad tym z jednej strony, bo przyzwyczajona do amerykańskich tasiemców- serialów, które mają 10 sezonów po 26 odcinków, nie jestem w stanie przeżyć, że odcinków Sherlocka powstało, bagatela- 6! Jednakże każdy odcinek jest szczegółowo dopracowany i trwa 1,5 godziny. Czyli de facto powstało 6 filmów pt. Sherlock, nie zaś zwykłych odcinków.



Jakość- rozpływam się nad tym serialem. Nie będę kłamać. Wychowałam się na hollywoodzkich produkcjach. Na drewnianych aktorach, który w każdym filmie grają tak samo. Na drewnianej akcji, którą da się bezbłędnie przewidzieć, jeżeli ma się IQ większe niż 20. Na nierealności postaci, każdy jest wymuskany, wychudzony, każdy ma botoks w ustach, i złote szwy za uszami. Na filmach, gdzie polityka gra Brad Pitt, sprzątaczkę J.Lo, policjantkę Angelina Jolie, a lekarza George Clooney, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, bo nie otaczają nas takie osoby. Itd itd. Amerykanie robią bardzo podobne filmy. No i co? No i lubię te filmy, mam do nich sentyment. Natomiast filmy europejskie są zupełnie inne. Np. Szwedzka wersja "Dziweczyny z tatuażem" (czyli Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet) zachwyciła mnie bezbrzeżnie. Głowna rola przypadła normalnemu facetowi z cerą potrądzikową (w żadnym razie wylaszczony Craig). Zły charakter to trochę przygruby, nieatrakcyjy facet po 40 itd itd. Ludzie, który nas otaczają.
Oczywiście zboczyłam z tematu. Podobnie jest w Sherlocku. Grają w nim osoby, które równie dobrze moglibyśmy spotkać na ulicy (i to nie w szpilkach Chanel np). To jest cały urok serialu.
Humor. Obecny, na dobrym poziomie, bardzo w moim stylu.
Wady? Trochę naciągana dedukcja. I czasami nie do końca wiadomo o co chodzi. Dlatego obejrzę go po raz drugi. Wadą jest także tragiczna liczba odcinków, tylko 6 :(
Naprawdę polecam, zachęcam i nie będziecie żałować straconego czasu. Ponieważ nie będzie on stracony. Rozrywka na wysokim poziomie.